Nie ukrywam, że sylwestrowa impreza była udana. W kameralnym gronie, klasyczna domówka, ale jak wiadomo liczy się jakość, nie ilość, a towarzystwo było przednie. Na tyle zgrane i rozbawione, że jeszcze przed północą zaplanowaliśmy dwa karnawałowe spotkania. Teoretycznie to miła wiadomość, praktycznie oznacza, że po raz kolejny staję przed wyborem wieczorowych strojów.
Oczywiście pisząc strój wieczorowy, nie mam na myśli eleganckiej sukni do kostek czy też innej wytwornej toalety. Choć może powinnam zdać się na profesjonalne porady czy coś w tym rodzaju. Wyskoczyć wreszcie z nieśmiertelnej czerni, nie wykłócać się, że jestem kolorowa, bo założyłam szarą bluzkę…? Może. Na razie jednak buszuję po realnych i wirtualnych wyprzedażach, szperam wśród małych czarnych i niebanalnych wariacji na temat wąskich spodni oraz legginsów.
Wyprzedaże to znakomita okazja, żeby poszaleć troszkę w tych „droższych sklepach”. Rabaty na poziomie 50-70% to niezła okazja, żeby wreszcie kupić te botki, które mi się tak podobają albo kurtkę na zimę. Atrakcyjne obniżki to wymarzony moment na moje zakupy premium. Tym razem nie tylko praktyczne, bo przecież powinnam wybrać coś na karnawałowe imprezy. Szczególnie, że tylko jedna z nich to domowe tańce oraz hulanki. Mamy też w planach tzw. wyjście do klubu.
I nie ma co się oszukiwać – eleganckie zakupy premium przyniosą na pewno jakieś zestawy i kreacje w czerni, przełamane ewentualnie szarością albo granatem. Umówmy się, że mój karnawał to nie bal przebierańców i jeszcze w tym roku pozostanę sobą. W prostych, minimalistycznych stylizacjach, które oczywiście przełamię jakąś zwariowana biżuterią.