Zachorowałam. Małżonek twierdzi, że dziejowa sprawiedliwość, że to za karę, za ironiczne komentarze na temat jego infekcji. Przeczytał to, co napisałam o jego dramatycznej walce z katarem i kaszlem… Oczywiście podaje mi herbatkę, chusteczki i syrop na kaszel, ale przy okazji spogląda na mnie z tą swoją miną, która mówi „Teraz wiesz jak to boli!”. No pewnie, że katar, kaszel i słabość ogólna to nic przyjemnego, ale nadal twierdzę, że można przeżyć bez melodramatycznych gestów i gestów obrazujących powolne konanie.
Wiadomo – mężczyzna choruje NAPRAWDĘ
Każda kobieta, która ma w domu mężczyznę (w wieku od lat 5 do 95) wie doskonale, że ONI chorują bardziej. A zatem nawet teraz, kiedy to ja pokonuję infekcję, mój małżonek twierdzi, że:
a. udaję twardziela, żeby nie przyznać, iż jego jęki i narzekania były uzasadnione,
b. udaję, że jestem chora, a tak naprawdę nic mi nie jest, dlatego nie narzekam i nie jęczę,
c. nie jestem tak obłożnie chora jak on
Czwarta opcja, czyli konstatacja, że może nie mam skłonności do histerii nie jest brana pod uwagę.
Leczę się i to całkiem skutecznie
Ale dosyć o moim poniekąd naprawdę uroczym małżonku. W końcu to ja zaniemogłam. Jak przystało na pechowca wirusy dopadły mnie kiedy się wypogodziło, a w perspektywie majowy, dłuższy weekend. Oczywiście nie poddaję się, sięgnęłam do przepastnej apteczki i domowych sposobów pod tytułem herbata malinowa z cytryną i miodem (mniam) oraz syrop z cebuli (ble) i jest lepiej. Z gorączką sobie poradziłam, katar… wiadomo leczony trwa tydzień, nie leczony siedem dni. Na paskudnie brzmiący, ale produktywny mokry kaszel, mam oczywiście Mucosolvan. Tak naprawdę obecnie meczę się głównie z intensywnym, kłopotliwym katarem oraz z kaszlem, który jest potrzebny, ale brzmi strasznie.
Siedzę więc grzecznie w domu, pod kołderką jak należy. Pod ręką mam tonę chusteczek higienicznych, wodę, dietetyczne przekąski (choć przy katarze z apetytem kiepsko). Zażywam grzecznie syrop na kaszel i oczekuję, iż na majowy weekend będę już w olimpijskiej formie.
Update:
Oddaję sprawiedliwość – małżonek mruczy coś pod nosem, spogląda krzywo, ale opiekuje się mną naprawdę z dużym zaangażowaniem. Słyszę i prawie czuję (pomimo kataru), że gotuje obiad:)
Zdjęcia:mucosolvan.pl, shutterstock