Jadę na urlop, nie stresuję się…

Mój sezon urlopowy zaczyna się wtedy, kiedy większość osób żegna już letnią opaleniznę i pomału wkręca się w trybiki codziennych obowiązków. Co roku organizuję sprawy zawodowe, domowe i towarzyskie, tak aby swobodnie relaksować się na wrześniowym urlopie.

Fot: aviomarin.com.pl
Fot: aviomarin.com.pl

Wrześniowe plany urlopowe
Dlaczego wrzesień, a nie słoneczny lipiec czy sierpień? Przede wszystkim uwielbiam polskie góry i polskie morze w tej najbardziej kurortowej wersji. Nic nie poradzę na to, że lubię molo w Sopocie, plażę w Mielnie czy wydeptane Krupówki. Jednocześnie umiarkowanym uwielbieniem darzę tłumy turystów, które w sezonie okupują Zakopane, Karpacz czy Łazy. Dlatego wrzesień i wczesna jesień. Oczywiście plaże i deptaki nie świecą pustkami, ale jest zdecydowanie przyjemniej, luźniej, a nadal ciepło. Jeśli tylko pogoda dopisuje nic nie może zepsuć wyczekiwanego urlopu. Prawie nic…

Urlop (prawie) doskonały
Niezależnie od tego jak piękna byłaby złota jesień albo wrześniowe lato, jest jedna rzecz, które zatruwała odliczanie dni do wyjazdu. Po pierwsze niestety, cierpię na chorobę lokomocyjną, a po drugie niestety mam problem z przełknięciem jakichkolwiek tabletek. Oczywiście wiem, że np. Aviomarin to maleńkie tabletki. Ale prawdę mówiąc nawet jeśli będą jeszcze mniejsze dla mnie to i tak wyzwanie.
O tym, że choroba lokomocyjna może zepsuć najbardziej wyczekiwaną i wymarzoną podróż wie tylko ten, komu dokuczają typowe dla niej objawy. Takie jak nudności, osłabienie, wymioty, senność. Niestety mogę „poszczycić” się kompletem objawów choroby lokomocyjnej. Co oznacza, że do celu podróży docierałam zawsze blada, umęczona, obiecując sobie, że nigdy więcej i koniec z urlopami. Nie ukrywam, że taka podróż była wyczerpująca również dla mojego męża oraz ewentualnych towarzyszy urlopowej eskapady.

A ja żuję gumę…
Nie muszę chyba opisywać jak wielka była moja radość, kiedy dowiedziałam się, że Aviomarin – lek na znienawidzoną chorobę lokomocyjną, jest dostępny również w formie gumy do żucia. Bez stresującej tabletki, smacznie i skutecznie. W tym roku już wiem, że nie muszę obawiać się przymusowych przystanków co pół godziny oraz widoku coraz bardziej umęczonych towarzyszy podróży. A zatem spokojnie koncentruję się na liście rzeczy do spakowania – dodaję kolejną parę butów, odejmuję gadżety i ubrania męża. W końcu w walizce musi być miejsce na moje skarby.

Dodaj komentarz