Moje amerykańskie domowe treningi

Po raz kolejny wracam do tematu aktywności fizycznej, z którą naprawdę bardzo się zaprzyjaźniłam. Jak się okazuje, żeby ćwiczyć, poprawiać sylwetkę oraz kondycję, wcale nie trzeba inwestować wielkich sum, stroić się w markowe, modne ciuchy i bywać w niemniej modnych klubach.

trening
Próbowałam swoich sił w klubie

Trochę słomianego zapału
Nie ukrywam, że w pierwszej kolejności porwałam się na zakup karnetu, miałam szczery zapał i nawet kilka razy wybrałam się na siłownię oraz jakieś zajęcia fitness. Niestety okazuje się, że w moim przypadku zupełnie nie sprawdza się zasada „Karnet wykupiony trzeba ćwiczyć” oraz przekonanie, że na sali, z innymi pasjonatami i męczennikami trenuje się lepiej. Przyznam, że w części wykupionych treningów nie wzięłam udziału. Głównie ze względu na to, że absolutnie nie chce mi się przedzierać przez tzw. miasto. W dwie strony.

W domu też można!

mel b
Ćwiczyłam z Mel B….

Nie porzuciłam jednak marzenia o sprawności, witalności, obłędnej sylwetce oraz znakomitej kondycji. Postanowiłam wejść na wyższy „level” zdyscyplinowania i zmobilizować się do ćwiczenia w domu. I cóż się okazało? Otóż jak widać jestem wręcz stworzona do domowych treningów. Pod warunkiem, że mam idealnych domowych, wirtualnych trenerów. Jak przystało na domorosłą fankę fitnessu przeszłam, przebiegłam i przepompkowałam przez kilku profesjonalistów, celebrytów oraz guru fitnessu. Było zwariowane, dynamiczne podskakiwanie z niezwykle energiczną (nadpobudliwą???) Mel B. Sprawdziłam się z klasyką gatunku, czyli Jillian Michaels, a także z silną Melissą Bender. Oczywiście nie obyło się bez trenerki wszystkich (no prawie wszystkich) Polek, czyli ambitnej Ewy Chodakowskiej. Nie załapałam się już na uroczą Annę Lewandowską, ponieważ znalazłam wreszcie swoich trenerów!

ewa
fot: www.facebook.com/chodakowskaewa

Mam trenerów domowych z Ameryki

kessli i daniel
Moi trenerzy!

Z mojego punktu widzenia każda z wymienionych powyżej trenerek jest świetna i każda ma mniejsze lub większe grono wielbicielek. Zresztą ja sama chętnie wylewałam siódme poty z Mel B czy też pokonywałam opór ciała z Ewą Ch. Niemniej jednak moje serce, mięśnie i zapał należą do przesympatycznego, sportowego tandemu z USA – małżeństwa Kelli i Daniela Segars. fitnessblender.com – tak nazywa się mój klub sportowy, do którego mogę wejść kiedy tylko chcę. Podoba mi się ogromna różnorodność treningów i to pod wieloma względami. Ćwicząc z Kelli i Danielem mogę wybrać poziom trudności, czas trwania i rodzaj treningu. Poćwiczę z hantlami i kettlebell (niedawno nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje). Są treningi cardio, HIIT, tabata, ale także pilates i yoga.
Osobiście jestem również fanką programów, które obejmują treningi zaplanowane na 4 albo 8 tygodni. Tak skomponowane i naprawdę mądrze poukładane zestawy są dostępne odpłatnie, ale ceny są bardzo przyjazne dla portfela. Pojedyncze treningi można oglądać i wykonać „za free”. Jeśli napiszę, że tych treningów jest już kilkaset i trwają od 5 minut do półtorej godziny, wiadomo, że naprawdę jest w czym wybierać.

Fitness Blender to moja sala ćwiczeń, siłownia oraz idealny początek dnia. Nie bez znaczenia jest również fakt, że trenerska para jest naprawdę urocza, z ogromnym dystansem, poczuciem humoru i dużą wiedzą. Zapewniają też wiele fajnych porad i przepisów dietetycznych, bez wyrzeczeń i nudy. Bonusem jest osłuchiwanie się z językiem angielskim, treningi są bowiem prowadzone i komentowane w tym właśnie języku.

 

Zdjęcia: Shutterstock, dailumail.co.uk, fitnessblender.com,facebook.com/chodakowskaewa

Dodaj komentarz