Nie sądzę, abym była szczególnie oryginalna przyznając się bez cienia zażenowania, że nie lubię prasować. Mogę mówić o sporej dozie szczęścia, ponieważ mój małżonek nie ma aż takich oporów i całkiem chętnie oraz skutecznie prasuje swoje koszule. Myślę, że nie buntuje się również dlatego, że dość rzadko musi zakładać tzw. biznesowy uniform.

Jak unikałam prasowania
Z kolei dla mnie ta awersja do żelazka jest pewnym problemem, ponieważ preferuję naturalne tkaniny, a taka np. bawełna lubi sobie wyjść z prania w stanie wymagającym kontaktu z żelazkiem. O ile t-shirtom mogę wybaczyć nieidealną gładkość, o tyle już przy sukienkach, tunikach czy zapinanych bluzkach może to wyglądać słabo. Cóż zatem robiłam do tej pory, aby jakoś poradzić sobie z tym problemem? Przede wszystkim dokładnie i cierpliwie wygładzam i prostuję ubrania po praniu. Małżonek obserwując te starania twierdzi zawsze, że zajmuje mi to więcej czasu niż nielubiane prasowanie. Poza tym i niestety często odwieszam do szafy ubrania, które wymagają jednak żelazka i naprawdę długi czas ich nie noszę. Jak na dłoni widać, że nie są to najlepsze metody.
Awaria żelazka – trzeba kupić nowe!

Taka sytuacja trwałaby zapewne długo i jeszcze dłużej, gdyby łaskawy los nie wziął sprawy w swoje ręce. Otóż pewnego pięknego dnia, kiedy małżonek dzielnie walczył z zagnieceniami na rękawach wizytowej koszuli, żelazko zaśmierdziało i … skonało. Wysłużony sprzęt postanowił dalej nie działać, a trzeba wiedzieć, że miał już swoje lata. Tym samym stanęliśmy przed nie lada wyzwaniem kupna nowego żelazka i to w miarę szybko, mężowi szykowało się parę oficjalnych spotkań.
Oczywiście jako zadeklarowany przeciwnik czynności prasowania, nie bardzo chciałam angażować się w analizę „żelazkowego rynku”, co wyraziłam krótkim stwierdzeniem „Weź sam coś wybierz”. Na szczęście mądry pan domu doszedł do wniosku, że może przyczyną niechęci był również kiepski sprzęt. A zatem im bardziej nie lubimy jakiejś domowej czynności, tym lepsze powinno być wybrane AGD. Innymi słowy nie odpuścił i zmusił mnie do przeanalizowania oferty marki Tefal.


Nowe żelazko i chętniej się prasuje
Muszę przyznać, że jako wzrokowca od pierwszej chwili ujęło mnie wzornictwo. Pastelowe kolory, kosmiczne kształty przyciągają wzrok. Jak typowa sroka usiadłam więc do oglądania „ładnych rzeczy”. Tym bardziej, że od razu moją uwagę przykuły sformułowania takie jak „szybkie i łatwe prasowanie”, „super wydajne” czy „doskonały ślizg po tkaninie”. W mojej głowie powstał idealny obraz prasowania, które trwa kilka chwil i nie wymaga swoistej gimnastyki, wygibasów, naciągania tkanin i wracania do miejsc, które pogniotły się ponownie podczas prasowania innych obszarów stroju, uff…
No i wciągnęłam się w oglądanie, porównywanie… czy wybrać żelazko Easygliss, które zapewni mi ten wymarzony ślizg, a ponadto wyłączy się kiedy ja o tym zapomnę? A może Aquaspeed, które prasuje szybko i skutecznie, dzięki dużemu uderzeniu pary? Kusząco prezentuje się też Ultragliss, którym można prasować we wszystkie strony i unika się tego okropnego gniecenia już wyprasowanych fragmentów? A przy tym jest takie śliczne – różowe 🙂
Przyznam, że samo oglądanie sprawiło mi frajdę, choć wybór nie był łatwy. Ostatecznie jestem posiadaczką pastelowego cudeńka, które faktycznie śmiga po koszulach i za jednym zamachem prasuje dokładnie. Nie żebym teraz preferowała prasowanie jako ulubioną formę rozrywki, ale nie czuję niefajnego dreszczu na widok deski do prasowania. Okazuje się, że małżonek kolejny raz miał rację – nielubiane czynności wymagają dobrego sprzętu, w moim przypadku jest to akurat prasowanie i nowe żelazko Tefal.
Zdjęcia: tefal.pl, shutterstock