No cóż, wiosna nareszcie wytrąciła oręż malkontentom, nie mogą już narzekać, że szaro, buro i zimno. Choć oczywiście trzeba pamiętać, że po „marcu jak w garncu” nadszedł „kwiecień plecień”, a zatem może być różnie. Niemniej jednak wraz ze słonecznymi dniami i kalendarzową wiosną pojawiły się również nowalijki. Choć tak naprawdę ich uprawa nie ma nic wspólnego ze słońcem za oknami czy wyższą temperaturą.

Kontrowersyjne nowalijki
Jak co roku nowalijki dzielą moją rodzinę na niezłomnych przeciwników i rozsądnych zwolenników. Są tacy, którzy nieszczęsną sałatę czy szczypiorek odsądzają od czci, honoru i wszelkiej wartości. Jest też obóz, w którym uważa się, że oczywiście co za dużo to niezdrowo, ale parę listków sałaty czy świeży pomidorek na kanapce na pewno nam nie zaszkodzą. W tej drugiej grupie jestem ja 🙂
Skąd całe to zamieszanie z nowalijkami i nieco wyświechtane stwierdzenie „Nie jedz tego to sama chemia.”? Moim zdaniem jest to efekt specyfiki hodowli nowalijek w połączeniu z niezbyt rzetelną wiedzą na ten temat.

Nowalijki są dla ludzi
Oczywiście wszyscy wiemy, że wczesne rzodkiewki, ogórki czy sałata w swym roślinnym życiu nie widziały słońca. No chyba, że jako towar na tzw. ryneczkach. Uprawia się je w szklarniach, nie rosną w ziemi, na ogół ich korzenie są zanurzone w roztworze składników mineralnych. Ich słońcem są specjalne lampy. Niewątpliwie jest to trochę roślinny Matrix, ale nie sprawia to, że na straganach wczesną wiosną leżą jakieś straszne toksyny. Wiadomo, że mają mniej witaminy C. Nie są też tak słodkie, ponieważ brakowało im prawdziwych słonecznych promieni.
…dla rozsądnych ludzi
Ale… bo zawsze jest jakieś ale. Pozbawione słońca rośliny nie pobierają azotu tak jak należy, a zatem w podłożu umieszcza się go dużo więcej niż w normalnych warunkach (nawożenie azotanami). Tymczasem taka rzodkiewka czy sałata nie umie się opamiętać i pobiera, pobiera, pobiera. I tu jest ta legendarna „chemia”, którą straszą nas mamy, babcie i ciocie. I choć nasz organizm radzi sobie z wydalaniem azotanów, nie należy szaleć z konsumpcją nowalijek. Jak zawsze najlepszą opcją jest zdrowy rozsądek. Jeśli mam ochotę na kanapkę z twarożkiem, sałatą i szczypiorkiem – skuszę się. Ale nie oznacza to, że muszę „wsunąć” od razu całą główkę. Nie trzeba również patrzeć na nowalijki jak na samo zło. Wszystko jest dla ludzi…, którzy zachowują umiar.
Zdjęcia: Shutterstock